W tym wpisie podejmę temat sposobów dostarczania e-booków na czytniki Kindle.
Podstawowe założenie to skupienie się na formacie KF8 (AZW3) z całkowitym ignorowanie starego formatu MOBI 6. Przyczyny takiego założenia są oczywiste – MOBI 6 (obecny w pliku hybrydowym) i EPUB (niestety też często obecny w pliku hybrydowym) to zwykły balast, całkowicie niewykorzystywany przez czytnik. Dla e-booków, które posłużyły do testów na potrzeby tego artykułu nie ma to dużego znaczenia – pliki są relatywnie małe. Zdarzają się jednak „zawodnicy wagi ciężkiej”, czyli e-booki zajmujące po kilkadziesiąt MB – wtedy balast może dokuczyć.
Poniżej omówię dwie (i pół) metody na wrzucenie książki na czytnik i co wynika z wyboru jednej lub drugiej.
Temat był już podejmowany przez Roberta Drózda – Mailem czy po kablu? Porównanie dwóch metod wrzucania książek na Kindle – jednak wpis ten ma już kilkanaście miesięcy (od ostatniej aktualizacji) i jest tam kilka stwierdzeń, z którymi nie mogę się zgodzić, choćby takie – cytat: „Przesyłanie po kablu może w pewnych sytuacjach dać po prostu ładniejszy wygląd książki”. Jest ono semantycznie prawdziwe, ale przy poprawnym pliku nie ma możliwości by książki wyglądały inaczej, przynajmniej dopóki interesuje nas wersja KF8 (i tylko taka).
Omawiane metody
Przez chmurę, czyli wysyłając na przypisany do czytnika adres mailowy z akceptowanych adresów nadawcy (zdefiniowanych w ustawieniach na koncie w Amazon) lub poprzez aplikację „Send To Kindle”.
Po kablu, kopiując po prostu e-book do katalogu „documents” (może być do podkatalogu w tym katalogu).
Po kablu z wykorzystaniem programu Calibre – nie stosuję, ale dla porządku wspomnę. Szczególnie, że taka metoda jest wskazana dla osób nietechnicznych, a jednocześnie daje przyzwoity rezultat.
Ograniczenia
Czasami nie ma wyboru. Do przesyłki po kablu potrzebujemy… kabla. Zdarza się (jednym rzadko, innym częściej), że akurat nie mamy żadnego „pod ręką”. Z kolei do odebrania książki dostarczonej bezprzewodowo potrzebujemy albo czytnika w wersji z 3G, albo dostępu do sieci WiFi (w warunkach miejskich nie powinno być z tym problemu, ale…). W takich sytuacjach korzystamy z jedynej dostępnej metody.
Co daje wybór wysyłki do chmury?
Przede wszystkim synchronizację pomiędzy różnymi czytnikami i programami Kindle (np. na Androida). Synchronizowane są zarówno notatki i podkreślenia, jak również postęp czytania.
Sam fakt umieszczenia książki w chmurze pozwala na odroczone czytanie, bez „zaśmiecania” pamięci czytnika czymś, co będzie czytane np. za pół roku.
Automatyczna wysyłka na mail może być realizowana bezpośrednio przy zakupach w księgarniach, co pozwala na dostarczenie książki np. wprost ze smartfona, bez udziału komputera.
Pliki jakie trafiają na czytnik z chmury są mniejsze niż takie same wrzucone po kablu – konkretne przykłady w dalszej części tekstu.
Chmura Amazona modyfikuje przesłane pliki, między innymi optymalizując je pod docelowy czytnik i wycinając elementy niezgodne z formatem (np. nieużywane style, skrypty itp.). To dla niektórych wada, ale niezaprzeczalnie tak obrobiony plik jest najlepiej przystosowany do odtwarzania na czytniku.
Co daje wybór kabla?
Złudne poczucie prywatności.
Poza tym: nic. Chyba że…
Przesyłając e-booki po kablu, poprzez program Calibre, można w łatwy sposób zapewnić sobie przyzwoity wygląd tekstu, okładkę (wyświetlaną w Bibliotece czytnika) i numery stron bez dodatkowych kombinacji. Calibre jednak jest dość agresywnym programem i nawet przy tak niewinnym wykorzystaniu dorzuca do pliku informacje o sobie. To małe przewinienie w porównaniu z tym, co robi przy konwersji (Sieczkarnia calibre w akcji. Porównanie do kindlegena.), ale i tak irytujące.
Ofiary… czyli pliki testowe
Do testów wybrałem dwie książki z serwisu Wolne Lektury:
- Groźny cień Arthura Conana Doyle'a;
- Wehikuł czasu Herberta George'a Wellsa.
Pobrałem pliki MOBI i dla wyrównania szans, na potrzeby przenoszenia po kablu, wypakowałem wersje KF8 narzędziem mobiunpack.py. Do chmury wysyłałem pliki takie jak były pobrane z serwisu WL.
W obu przypadkach wygląd e-booków był identyczny, a przykładowe screeny poniżej:
Czcionki wydawcy i jak widać skład jest elegancki – justowanie, podział wyrazów, polskie zwyczaje typograficzne (np. wcięcie akapitowe o wielkości 1,5 firetu). Dawniej wiele osób miało krytyczny stosunek do plików z Wolnych Lektur (np. TUTAJ), ale to już przeszłość. Dziś WL to jedno z niewielu miejsc w sieci (wliczając księgarnie), z których mogę komfortowo czytać książkę bez „przemielenia” jej choćby narzędziem epubQTools.
Okładki, numery stron…
W skrócie: nie ma. Bez względu na to czy wrzucam pliki AZW3 (wypakowane z hybrydowych MOBI) po kablu, czy pobieram książki z chmury.
Obie te niedogodności poprawiam sobie skryptem Extra Kindle Tools. Podobnie zadziała też ExtractCoverThumbs (tym razem pliki mają fałszywy ASIN wygenerowany w Calibre, ale nie zawsze tak będzie). W przypadku obu tych narzędzi generowanie stron działa bezproblemowo, natomiast generowanie okładek jest bezproblemowe tylko dla wersji wrzuconej po kablu. W przypadku wersji z chmury, aby zobaczyć okładki, potrzebny jest hmmm… patch o którym wspomniałem w poprzednim artykule – bez niego zarówno EKT, jak i ECT okładkę wygenerują, ale czytnik jej nie wyświetli.
Używając eksperymentalnej opcji (--patch-azw3
) w nowych wersjach ExtractCoverThumbs, można mieć okładki dla książek z chmury, bez używania powyższego patcha, kosztem synchronizacji – przy używaniu tylko jednego czytnika ma to sens. Osobiście czytam wyłącznie na Voyage, choć sam dostęp do biblioteczki Kindle (pozycji w chmurze) mam jeszcze na trzech innych urządzeniach.
Inne elementy…
Wszystko co jest związane z wyglądem e-booka, przy prawidłowym składzie, działa tak samo, bez względu na drogę dostarczenia na czytnik. Takie elementy jak dzielenie wyrazów, blokowanie „sierotek” czy sposób formatowania akapitów są zdefiniowane w pliku i nie ulegają żadnym zmianom przy wysyłce mailowej.
Skoro więc nie widać różnic, to dlaczego wybieram wyłącznie metodę bezprzewodową? Chodzi o optymalizacje dokonywane w chmurze, które między innymi objawiają się rozmiarem pliku jaki finalnie trafia na czytnik. Dokładne liczby:
Pozycja: |
|
MOBI hybrydowy (z serwisu): |
|
AZW3 z mobiunpack.py: |
|
Plik z chmury: |
Groźny cień |
|
847 790 B (828 kB) |
|
597 193 B (583 kB) |
|
457 132 B (446 kB) |
Wehikuł czasu |
|
654 992 B (640 kB) |
|
509 793 B (498 kB) |
|
338 836 B (331 kB) |
…i dla podkreślenia różnic…
|
|
|
40 800 303 B (38,91 MB)★ |
|
21 739 164 B (20,73 MB) |
|
8 348 660 B (7,96 MB) |
★ W trakcie pisanie tego artykułu próbowałem pobrać tę pozycję jeszcze raz. Plik MOBI pobrany prosto z księgarni ma rozmiar 18 784 863 B (17.91 MB), ale…
…pliku tego nie można rozpakować skryptem mobiunpack.py, a Kindle Previewer nie wyświetla go – w obu przypadkach komunikat informujący o tym, że wskazany plik nie jest plikiem MOBI, a program file podpowiada, że to… EPUB. Tak więc „poprawili”. Oczywiście upewniłem się co pobieram, więc o przypadkowym kliknięciu nie tam gdzie trzeba nie ma mowy. Tylko dla formalności wspomnę, że oczywiście czytnik nie widzi takiego pliku.
Podsumowanie
Jeszcze niewiele ponad pół roku temu, w czasach wersji FW 5.7.4 czy jakoś tak, używałem niemal wyłącznie metody „po kablu”. Dziś 99% książek wrzucam przez chmurę. Ten brakujący 1% to sytuacje, gdy nie mogę tego zrobić z przyczyn technicznych, czyli w praktyce kiedy jestem przez dłuższy czas (kilka dni) bez dostępu do sieci (WiFi).
Dla przesyłek do chmury istnieje sztywny limit 50 MB na mail, ale Amazon najwyraźniej mnie lubi, bo spokojnie przesłałem (tydzień temu) książkę ważącą 65 MB i doszła bez problemów (oczywiście na czytniku odpowiednio mniejsza). Albo to był jakiś bug, albo ograniczenie nie jest takie sztywne.