środa, 6 grudnia 2017

Przenosiny…

Witam w ostatnim poście na tym blogu.

Od tego miesiąca moja twórczość trafi na współtworzony przeze mnie portal EbookTechPL. Poruszana tam tematyka obejmie większy obszar niż wpisy, które popełniałem tutaj.

Poza wieloma nowymi tekstami znajdą się tam także nowe wersje wpisów z tego blogu. Nie będzie to zwykłe „kopiuj-wklej”, a nowe opracowanie. Jednak gdy któryś z obecnych tu tematów będzie tam poruszany, to wersja stąd „wyparuje”.

Dotyczy to głównie słowników, spolszczenia, jakiś tam modów itp.

Nowy artykuł tam pojawi się równolegle z usunięciem posta tu. Bez zbędnych opóźnień.

środa, 27 września 2017

Moja idea słownika angielsko-polskiego dla Kindle

O co chodzi?

W 2014 roku w Kindle Store pojawił się The Great English-Polish Dictionary (Wielki Słownik Angielsko-Polski) przygotowany głównie przez profesorów Dariusza Jemielniaka i Marcina Miłkowskiego. W 2015 miał konkretną aktualizację. Działanie i możliwości słownika dość obszernie zaprezentował na swoim blogu Vroo (Robert Drózd) we wpisie Porównanie WSAP z BuMato

Skoro już wspomniałem darmową alternatywę to napiszę jeszcze, że wg oficjalnych informacji zawiera on tłumaczenia dla ok. 150 tys. haseł, tymczasem WSAP ma ich 200 tys. (licząc tylko zideksowane hasła, pod którymi może być kilka definicji). W jednym i drugim przypadku to dużo, ale jak się okazuje nie wystarczająco dużo.

Rozgrzewka

Przy normalnych tekstach WSAP radzi sobie bardzo dobrze, ale schodki zaczynają się jak mamy do czynienia z różnymi neologizmami czy slangiem. Tymczasem to właśnie słówka z tej grupy mogą być najmniej zrozumiałe. Parę merytorycznych uwag pojawiło się też w komentarzach pod wpisami na temat tego słownika u Vroo.

Postanowiłem na własny użytek coś z tym zrobić. Szybko przekonałem się, że korzystając z materiałów udostępnionych na wolnych licencjach nie osiągnę zamierzonego celu. Próbowałem użyć wiktionary i jeszcze jakiś otwartych opracowań, ale nie wytrzymały one prób w realnym (niesprzyjającym) środowisku. Ostatecznie treść „pożyczyłem sobie” z serwisu LING.PL, czyli tego związanego z autorami słownika WSAP.

Okazało się że treść umieszczona w serwisie jest bardzo łatwa do analizy – wystarczy podstawowa znajomość grep-a, sed-a, perl-a (nie udało mi się tego uniknąć) i podobnych prostych narzędzi. Sama zawartość zawiera kilka różnych błędów (np. posklejane słowa), ale są one specyficznie formatowane, co pozwala na skorygowanie ich na etapie oczyszczania bazy tekstowej.

Runda wstępna

Vroo zwracał uwagę na kilka nieoczywistych słów. Dla formalności zweryfikowałem je u siebie. Kilka zrzutów poniżej:

W przytoczonym wpisie Vroo pisał:

sporo słów Martin po prostu stworzył, np. „sellsword” jako synonim najemnika i szukanie ich mija się z celem.

Nie bardzo wiem czemu mija się z celem, szczególnie jeśli takie słówko wystąpi odseparowane (np. jako pozycja jakiejś listy), bez kontekstu. Oczywiście na okoliczność właśnie tego typu haseł zdecydowałem się na budowę prywatnego słownika.

W komentarzach pojawiały się natomiast różnego rodzaju pretensje związane z frazami wieloczłonowymi, odmianami itp. U mnie wygląda to tak:

I na koniec przedstawiciel slangu, czyli coś co „przelało czarę goryczy” i ostatecznie przesądziło o stworzeniu tego „potworka”…

Narada przed werdyktem

Robert pisał również:

Natomiast trzeba jeszcze podkreślić, że w tej akurat książce było trochę słów, których nie ma żaden ze słowników na moim Kindle (w tym Oxford i Merriam).

Chciałbym się dowiedzieć jakie to słowa i czy mój słownik sobie z nimi poradzi.


Dalej pisał zaś:

Widać tu wyraźnie różnicę między słownikiem wygenerowanym automatycznie, a takim, który od początku do końca miał opiekę redaktorską.

Częściowo zgadza się. WSAP ma dobrą opiekę redaktorską, zawiera zapis wymowy, ale z drugiej strony przegrywa zasobnością słownictwa.

Werdykt

Wyżej omówiony „słowniczek” ma 445 920 bazowych haseł (1 222 552 lokacji, bez wstępów, przedsłowia, posłowia i innych zbędnych elementów), a licząc wszystkie warianty wychodzi blisko 3 mln słów/zwrotów (być może nawet więcej, liczyłem zgrubnie). Jak doliczymy do tego odmiany to wchodzimy w absurdalne liczby (większe niż oficjalnie podawana ilość słów w języku angielskim). Nadal z pewnością są „luki”, ale teraz WSAP i moja implementacja tworzą kombinację pokrywającą wszystko z czym się spotkałem w jakichkolwiek tekstach.


Może kiedyś doczekamy się WSAP Extended, który będzie miał tak duży zasób słów i profesjonalną obsługę redaktorską? Po uporządkowaniu i dołożeniu wymowy byłby to prawdziwy „potwór”!

piątek, 25 sierpnia 2017

Wyłączenie oświetlenia w czytnikach Kindle PW i VOYAGE

W tym poście poruszę swoją metodę na nieobecną w domyślnym FW opcję całkowitego wyłączenia oświetlenia w czytnikach Kindle Paperwhite 1/2/3 i Voyage.

Pierwsza faza

Do systemu dodałem polecenie ;loff (light off) wywoływane, jak zwykle, w polu wyszukiwania. Jego działanie jest oczywiste (zgodne z nazwą) – wyłącza oświetlenie. Efekt mija po np. zamknięciu okładki lub wciśnięciu przycisku zasilania, tak więc jest to rozwiązanie doraźne.

Działanie przedstawia poniższy film. Nie najlepszej jakości, jednak wszystko co trzeba jest widoczne.

Druga faza

Doraźne rozwiązanie nie wyczerpuje zagadnienia, więc dodałem sobie do systemu skrypty, które przy ustawieniu suwaka oświetlania na 0 – dbają o to, by to faktycznie było 0. Skrypty te wywoływane są przy takich zdarzeniach jak włączenie czytnika, włączenie ekranu czy otwarcie okładki.

Podsumowanie

Brak możliwości wyłączenia oświetlania to jedna z najbardziej niezrozumiałych decyzji nt. opcji czytnika. Chociaż na co dzień nie ma potrzeby całkowitego wyłączenia „światełka”, to jednak zaskakuje brak takiej możliwości. Wśród szeregu modyfikacji, dostosowujących czytnik do moich własnych preferencji nie pominąłem skorygowania i tego elementu.

niedziela, 18 czerwca 2017

Różne poziomy mobilności…

Ten luźny wpis powstał na skutek wielu pytań jakie dostaję nt. tego, dlaczego preferuję Voyage nad inne czytniki i, bez względu czy udzielam odpowiedzi krótkiej czy długiej, niemal zawsze jako jeden z głównych powodów podaję jego wymiary. Jest to jedyny czytnik high-end, który załapuje się do pierwszej z kategorii wymienionych poniżej, w przeciwieństwie do choćby PaperWhite, Oasis czy czytników innych niż Amazon producentów. Nie przedłużając przedstawię krótko swoje umowne kategorie.

Urządzenia ultramobilne

Do tej kategorii zaliczam wszystko od naręcznych zegarków do granicy, którą ustalam na bazie dwóch warunków: urządzenie (wraz z etui) musi mieścić się do tylnej kieszeni jeansów (i oczywiście wewnętrznej kieszeni kurtki/marynarki itp.), a także niedużych saszetek, czy damskich torebek oraz jego waga (wraz z etui) nie przekracza 0,35 kg. Po prostu ma to być urządzenie EDC niewymagające do przenoszenia teczki/torby/plecaka czy też płaszcza/kurtki w dużymi kieszeniami. Voyage jest na styku zarówno w kwestii rozmiaru, jak i wagi (z okładką Origami). Bardziej pasują do tej kategorii różnego rodzaju smartfony itp.

Urządzenia mobilne

Tu zaliczam większość czytników i tabletów. Jako granicę wyznaczam możliwość swobodnego przeniesienia takiego urządzenia w biwuarze A4 i wagę nieprzekraczającą 1 kg. Te warunki spełniają niemal wszystkie czytniki poczynając od Oasis, a kończąc na drogich 13,3" modelach (choć tu pełna mobilność jest już dyskusyjna). Za wzorcowe urządzenia tej kategorii uznaję np. PB InkPad czy Apple iPad. Tego typu urządzenia można spokojnie przenieść w wewnętrznej kieszeni płaszcza (takiej mieszczącej kartkę A5 w pozycji poziomej), choć częściej używa się do tego celu jakiejś teczki. Do tej kategorii zaliczam też większość aparatów fotograficznych i inne urządzenia podobnych rozmiarów. Ogólnie to urządzenia które zabiera się intencjonalnie, ale jednocześnie nie są specjalnie kłopotliwym bagażem. Czasami doliczam do tej kategorii ultrabooki, ale po uwzględnieniu, że raczej przenosi się je wraz z zasilaczem, to bardziej pasują do trzeciej kategorii.

Urządzenia semimobilne

Tu sprawa jest prosta – wszystko o wadze nieprzekraczającej 5 kg, co możliwe jest do uruchomienia bez przewodowego zasilania (czyli posiada jakiś wbudowany akumulatorek lub jest zasilane z akumulatorków/baterii). Poza oczywistą pozycją – laptopy – zaliczam tu nieco cięższy sprzęt foto/video (wraz ze statywem itp.). To urządzenia, które do przeniesienia wymagają dużej torby/teczki lub plecaka.

Konkluzja

Fakt że czytnik taki jak Voyage mam niemal zawsze przy sobie, sprawia że mogę spokojnie utrzymywać czas dziennej lektury na poziomie do 2 do 4 godzin (najczęściej gdzieś w środku tego przedziału). To jest czas jaki spędzam łącznie w różnego rodzaju pojazdach, poczekalniach czy zwyczajnie na ławce w parku. Takie coś nie przejdzie np. z Oasis (zbyt szeroki), nie wspominając o większych czytnikach. Naturalnie nie biorę pod uwagę urządzeń z ekranami LCD, bo takowe zwyczajnie nie nadają się do dłuższego czytania.

I na koniec mała uwaga: laptopy z procesorami desktopowymi, zasilane dwoma zasilaczami, ważące po 7 kg i więcej, to nie są urządzenia mobilne, a przynajmniej nie bardziej niż zwykłe blaszaki.

czwartek, 12 stycznia 2017

Przez chmurę czy po kablu?

W tym wpisie podejmę temat sposobów dostarczania e-booków na czytniki Kindle.

Podstawowe założenie to skupienie się na formacie KF8 (AZW3) z całkowitym ignorowanie starego formatu MOBI 6. Przyczyny takiego założenia są oczywiste – MOBI 6 (obecny w pliku hybrydowym) i EPUB (niestety też często obecny w pliku hybrydowym) to zwykły balast, całkowicie niewykorzystywany przez czytnik. Dla e-booków, które posłużyły do testów na potrzeby tego artykułu nie ma to dużego znaczenia – pliki są relatywnie małe. Zdarzają się jednak „zawodnicy wagi ciężkiej”, czyli e-booki zajmujące po kilkadziesiąt MB – wtedy balast może dokuczyć.

Poniżej omówię dwie (i pół) metody na wrzucenie książki na czytnik i co wynika z wyboru jednej lub drugiej.

Temat był już podejmowany przez Roberta Drózda – Mailem czy po kablu? Porównanie dwóch metod wrzucania książek na Kindle – jednak wpis ten ma już kilkanaście miesięcy (od ostatniej aktualizacji) i jest tam kilka stwierdzeń, z którymi nie mogę się zgodzić, choćby takie – cytat: „Przesyłanie po kablu może w pewnych sytuacjach dać po prostu ładniejszy wygląd książki”. Jest ono semantycznie prawdziwe, ale przy poprawnym pliku nie ma możliwości by książki wyglądały inaczej, przynajmniej dopóki interesuje nas wersja KF8 (i tylko taka).

Omawiane metody

Przez chmurę, czyli wysyłając na przypisany do czytnika adres mailowy z akceptowanych adresów nadawcy (zdefiniowanych w ustawieniach na koncie w Amazon) lub poprzez aplikację „Send To Kindle”.

Po kablu, kopiując po prostu e-book do katalogu „documents” (może być do podkatalogu w tym katalogu).

Po kablu z wykorzystaniem programu Calibre – nie stosuję, ale dla porządku wspomnę. Szczególnie, że taka metoda jest wskazana dla osób nietechnicznych, a jednocześnie daje przyzwoity rezultat.

Ograniczenia

Czasami nie ma wyboru. Do przesyłki po kablu potrzebujemy… kabla. Zdarza się (jednym rzadko, innym częściej), że akurat nie mamy żadnego „pod ręką”. Z kolei do odebrania książki dostarczonej bezprzewodowo potrzebujemy albo czytnika w wersji z 3G, albo dostępu do sieci WiFi (w warunkach miejskich nie powinno być z tym problemu, ale…). W takich sytuacjach korzystamy z jedynej dostępnej metody.

Co daje wybór wysyłki do chmury?

Przede wszystkim synchronizację pomiędzy różnymi czytnikami i programami Kindle (np. na Androida). Synchronizowane są zarówno notatki i podkreślenia, jak również postęp czytania.

Sam fakt umieszczenia książki w chmurze pozwala na odroczone czytanie, bez „zaśmiecania” pamięci czytnika czymś, co będzie czytane np. za pół roku.

Automatyczna wysyłka na mail może być realizowana bezpośrednio przy zakupach w księgarniach, co pozwala na dostarczenie książki np. wprost ze smartfona, bez udziału komputera.

Pliki jakie trafiają na czytnik z chmury są mniejsze niż takie same wrzucone po kablu – konkretne przykłady w dalszej części tekstu.

Chmura Amazona modyfikuje przesłane pliki, między innymi optymalizując je pod docelowy czytnik i wycinając elementy niezgodne z formatem (np. nieużywane style, skrypty itp.). To dla niektórych wada, ale niezaprzeczalnie tak obrobiony plik jest najlepiej przystosowany do odtwarzania na czytniku.

Co daje wybór kabla?

Złudne poczucie prywatności.

Poza tym: nic. Chyba że…

Przesyłając e-booki po kablu, poprzez program Calibre, można w łatwy sposób zapewnić sobie przyzwoity wygląd tekstu, okładkę (wyświetlaną w Bibliotece czytnika) i numery stron bez dodatkowych kombinacji. Calibre jednak jest dość agresywnym programem i nawet przy tak niewinnym wykorzystaniu dorzuca do pliku informacje o sobie. To małe przewinienie w porównaniu z tym, co robi przy konwersji (Sieczkarnia calibre w akcji. Porównanie do kindlegena.), ale i tak irytujące.

Ofiary… czyli pliki testowe

Do testów wybrałem dwie książki z serwisu Wolne Lektury:

  1. Groźny cień Arthura Conana Doyle'a;
  2. Wehikuł czasu Herberta George'a Wellsa.

Pobrałem pliki MOBI i dla wyrównania szans, na potrzeby przenoszenia po kablu, wypakowałem wersje KF8 narzędziem mobiunpack.py. Do chmury wysyłałem pliki takie jak były pobrane z serwisu WL.

W obu przypadkach wygląd e-booków był identyczny, a przykładowe screeny poniżej:

Czcionki wydawcy i jak widać skład jest elegancki – justowanie, podział wyrazów, polskie zwyczaje typograficzne (np. wcięcie akapitowe o wielkości 1,5 firetu). Dawniej wiele osób miało krytyczny stosunek do plików z Wolnych Lektur (np. TUTAJ), ale to już przeszłość. Dziś WL to jedno z niewielu miejsc w sieci (wliczając księgarnie), z których mogę komfortowo czytać książkę bez „przemielenia” jej choćby narzędziem epubQTools.

Okładki, numery stron…

W skrócie: nie ma. Bez względu na to czy wrzucam pliki AZW3 (wypakowane z hybrydowych MOBI) po kablu, czy pobieram książki z chmury.

Obie te niedogodności poprawiam sobie skryptem Extra Kindle Tools. Podobnie zadziała też ExtractCoverThumbs (tym razem pliki mają fałszywy ASIN wygenerowany w Calibre, ale nie zawsze tak będzie). W przypadku obu tych narzędzi generowanie stron działa bezproblemowo, natomiast generowanie okładek jest bezproblemowe tylko dla wersji wrzuconej po kablu. W przypadku wersji z chmury, aby zobaczyć okładki, potrzebny jest hmmm… patch o którym wspomniałem w poprzednim artykule – bez niego zarówno EKT, jak i ECT okładkę wygenerują, ale czytnik jej nie wyświetli.

Używając eksperymentalnej opcji (--patch-azw3) w nowych wersjach ExtractCoverThumbs, można mieć okładki dla książek z chmury, bez używania powyższego patcha, kosztem synchronizacji – przy używaniu tylko jednego czytnika ma to sens. Osobiście czytam wyłącznie na Voyage, choć sam dostęp do biblioteczki Kindle (pozycji w chmurze) mam jeszcze na trzech innych urządzeniach.

Inne elementy…

Wszystko co jest związane z wyglądem e-booka, przy prawidłowym składzie, działa tak samo, bez względu na drogę dostarczenia na czytnik. Takie elementy jak dzielenie wyrazów, blokowanie „sierotek” czy sposób formatowania akapitów są zdefiniowane w pliku i nie ulegają żadnym zmianom przy wysyłce mailowej.

Skoro więc nie widać różnic, to dlaczego wybieram wyłącznie metodę bezprzewodową? Chodzi o optymalizacje dokonywane w chmurze, które między innymi objawiają się rozmiarem pliku jaki finalnie trafia na czytnik. Dokładne liczby:

Pozycja:      MOBI hybrydowy (z serwisu):      AZW3 z mobiunpack.py:      Plik z chmury:
Groźny cień      847 790 B (828 kB)      597 193 B (583 kB)      457 132 B (446 kB)
Wehikuł czasu      654 992 B (640 kB)      509 793 B (498 kB)      338 836 B (331 kB)
…i dla podkreślenia różnic…
Airport City. Strefa okołotniskowa jako zagadnienie urbanistyczne. Monografia.
     40 800 303 B (38,91 MB)★      21 739 164 B (20,73 MB)      8 348 660 B (7,96 MB)

★ W trakcie pisanie tego artykułu próbowałem pobrać tę pozycję jeszcze raz. Plik MOBI pobrany prosto z księgarni ma rozmiar 18 784 863 B (17.91 MB), ale…
…pliku tego nie można rozpakować skryptem mobiunpack.py, a Kindle Previewer nie wyświetla go – w obu przypadkach komunikat informujący o tym, że wskazany plik nie jest plikiem MOBI, a program file podpowiada, że to… EPUB. Tak więc „poprawili”. Oczywiście upewniłem się co pobieram, więc o przypadkowym kliknięciu nie tam gdzie trzeba nie ma mowy. Tylko dla formalności wspomnę, że oczywiście czytnik nie widzi takiego pliku.

Podsumowanie

Jeszcze niewiele ponad pół roku temu, w czasach wersji FW 5.7.4 czy jakoś tak, używałem niemal wyłącznie metody „po kablu”. Dziś 99% książek wrzucam przez chmurę. Ten brakujący 1% to sytuacje, gdy nie mogę tego zrobić z przyczyn technicznych, czyli w praktyce kiedy jestem przez dłuższy czas (kilka dni) bez dostępu do sieci (WiFi).

Dla przesyłek do chmury istnieje sztywny limit 50 MB na mail, ale Amazon najwyraźniej mnie lubi, bo spokojnie przesłałem (tydzień temu) książkę ważącą 65 MB i doszła bez problemów (oczywiście na czytniku odpowiednio mniejsza). Albo to był jakiś bug, albo ograniczenie nie jest takie sztywne.

wtorek, 3 stycznia 2017

Extra Kindle Tools

Przedmowa

Extra Kindle Tools to narzędzie, które pozwala na zrobienie porządku na czytniku Kindle, bez konieczności podłączania go do komputera. Na pomysł stworzenia takiego narzędzia „wpadłem” w połowie grudnia 2016 roku. Źródła znajdują się na github-ie (github.com/AthameBook/EKT/).

Projekt pierwotnie bazował na PC-owym narzędziu ExtractCoverThumbs stworzonym przez Roberta Błauta (znanego też jako quiris), który w swoim projekcie korzystał m.in. z pracy Johna Howella (obsługa formatu KFX) czy Charlesa M. Hannuma oraz Pawła Jastrzębskiego (autorów kindle_unpack).

ExtractCoverThumbs miał jednak z mojego punktu widzenia kilka wad, z czego najpoważniejsza dotyczyła uzależnienia działania od obecności numeru ASIN (bez tego tytułowy „cover” nie powstawał) oraz działał z poziomu komputera.

Aktualną wersję, o możliwościach znacznie rozbudowanych względem ExtractCoverThumbs (z oryginalnego kodu pozostał głównie pomysł…), przygotowała @Becky, znana z forum eksiazki oraz z tłumaczenia interfejsu Kindle na język polski. Ja w tym układzie robiłem za „natręta”, który zasypywał pytaniami quirisa oraz dopingował pracę @Becky. No dobra, moja rola nie była do końca tak bezproduktywna – przygotowałem niezbędny składnik całości – pythona 2.7 działającego bezpośrednio na czytniku wraz z modułem Pillow.

Beczka dziegciu…

Extra Kindle Tools to nie jest samodzielne narzędzie. Do działania wymaga pythona wraz z niestandardowym modułem. O ile na PC nie stanowi to żadnego problemu, o tyle na czytniku już nie jest tak miło. Do tego trzeba zastosować jakiś „wyzwalacz” lub powiązać wykonanie z jakimś zdarzeniem. Osobiście dodałem do systemu polecenie „ekt”, które wykonuje skrypt.

Niedogodność to brak generowania okładek dla niektórych e-booków w formacie KFX – tych które informacje o okładce mają w części zaciemnionej DRM-em. Na szczęście to mniejszość w Kindle Store, ale i tak irytuje. Oczywiście nie wygeneruje okładki, jeśli takowej nie ma zaszytej w pliku (jeden przykład w filmie demonstracyjnym).

Dodatkowo domyślnie cierpi na tę samą złośliwość, zafundowaną przez Amazon, co ExtractCoverThumbs – od wersji oprogramowania Kindle FW 5.8.5, wszystkie własne pliki pobrane z chmury trafiają na „czarną listę” – nie można dla nich wygenerować okładki, a dokładniej można, ale czytnik z niej nie skorzysta (nie wyświetli się w Bibliotece).

Osobiście stosuję pewien skomplikowany mod, który niweluje ten efekt, ale niestety zrobiłem go dość intuicyjnie, przy okazji kilkanaście razy brickując czytnik (nawet kiedy już wiedziałem co robić) – po prostu modyfikowany plik (/opt/amazon/ebook/lib/kaf.jar) jest z jednej strony wrażliwy na zachowanie integralności (nie można bezkarnie w nim „grzebać”), a z drugiej jest niezbędny do prawidłowej pracy czytnika (ładuje się jako jeden z pierwszych). Co gorsza jest nieprzenośny pomiędzy różnymi egzemplarzami czytnika, chyba że pochodzą one z tej samej partii produkcyjnej tzn. poprawny plik z PW3 zadziała na niektórych innych PW3, ale nie na każdym.

Z uwagi na powyższe problemy taki mod funkcjonuje aktualnie na tylko dwóch czytnikach w Polsce i z dużym prawdopodobieństwem także na Świecie. Przydałby się jakiś hacker, który zrobi to porządnie, bo brak okładek dla PDOC-ów jest strasznie irytujący. Nawet pomimo domyślnego upośledzenia w tym względzie, Extra Kindle Tools to nadal przydatne narzędzie, o czym poniżej.

Beczka miodu…

W przeciwieństwie do ExtractCoverThumbs, Extra Kindle Tools działa nie z poziomu komputera, a z poziomu czytnika. Przez to nie tylko uniezależnia nas od kabla, ale też może korzystać z danych ukrytych w systemie, a niedostępnych z poziomu PC. Dzięki temu działa niezależnie od obecności numeru ASIN (ExtractCoverThumbs pomija takie pliki) i generuje okładki dla każdej książki, dla której to możliwe (pomija PDF-y i wymaga jedynie tego by jakakolwiek okładka była w pliku).

Po ExtractCoverThumbs odziedziczył także generowanie numerów stron – zgrubnym algorytmem, nie przez pobieranie tej liczby z serwisu Lubimy Czytać – to spowalnia drastycznie pracę, a efekt i tak nie jest precyzyjny, bo księgarnie często dodają stronę lub dwie z informacjami o „znaku wodnym” – co przekłamuje wynik, a dla publikacji zawierających grafiki czy tabelki, strony i tak nie będą się pokrywać – słowem: więcej wad niż pożytku.

Ma jednak więcej funkcji – przede wszystkim moduł czyszczący czytnik z:

  • folderów .sdr będących pozostałością po usuniętych już książkach;
  • pustych folderów;
  • okładek dla książek, których już nie ma na czytniku;
  • plików tymczasowych (.partial, _ASC itp.);
  • plików wininfo_screenshot*.txt tworzonych wraz z zrzutem ekranu.

W skrócie – dba o porządek na czytniku.

Działanie w praktyce

wtorek, 8 listopada 2016

Jak zrobić JailBreak na Kindle – metoda 2016 – polska instrukcja

Przedwstęp

Wpis powstał jako odpowiedź na wiadomości, które otrzymywałem od różnych osób. Było ich ho-ho-ho i jeszcze trochę i we wszystkich, autorzy podkreślali, że nie znają angielskiego. W tej sytuacji postanowiłem zrobić polski opis całej procedury.

Metoda ta, zgodnie z nagłówkiem, działała do wersji 5.8.7 (2016). Obecnie nie zadziała, podobnie jak wszystkie pozostałe metody na odblokowanie oprogramownia Kindle'a.

Wstęp

Opisywana metoda może być zastosowana dla czytników 6-tej, 7-mej i 8-mej generacji Kindle, z wyłączeniem najnowszego (w chwili pisania postu) modelu PW3 32 GB (wersja japońska).

Sama metoda przeznaczona jest dla czytników z FirmWare >5.6.5. Może być zastosowana także dla starszych wersji FW, ale w takich przypadkach są prostsze i szybsze sposoby.

Przygotowanie

  1. Czytnik powinien być zarejestrowany.
  2. Wszelkie kody: na czytnik i dla kontroli rodzicielskiej powinny być wyłączone.
  3. Akumulatorek powinien być naładowany przynajmniej w 50% - bezpieczniej >70%.
  4. Po każdym kroku odłączenie czytnika od komputera i restart.
  5. Podczas całej procedury czytnik powinien być w trybie off-line (airplane mode).

Procedura krok po kroku

  1. Przywrócenie ustawień fabrycznych.
  2. Pobranie odpowiedniego obrazu fabrycznego:
  3. Instalacja pobranego obrazu tak samo jak każdej aktualizacji wgrywanej „po kablu”.
  4. Pobranie fabrycznego JB: Factory JailBreak
  5. Instalacja JB, po odłączeniu czytnika od komputera, poprzez wykonanie polecenia:
    ;installHtml
    wpisanego w pole wyszukiwania wprost z ekranu głównego czytnika (nie z otwartej książki!)
  6. Pobranie i instalacja ([HOME] -> [MENU] > Settings -> [MENU] > Update Your Kindle) zabezpieczenia przed usunięciem JB: JB-hotfix
  7. Pobranie i instalacja „po kablu” najnowszej dostępnej aktualizacji czytnika.
  8. Pobranie KUAL-a: KUAL, rozpakowanie i skopiowanie pliku KUAL-KDK-2.0.azw2 do katalogu documents.
  9. Pobranie MRPI: MR Package Installer, wypakowanie i skopiowanie otrzymanych katalogów na czytnik.

Suplement

Instalacja pakietów BIN przy użyciu MRPI
  1. Pobrany pakiet BIN kopiujemy na czytnik do katalogu mrpackages.
  2. Odłączamy czytnik od komputera(!).
  3. Uruchamiamy KUAL i wybieramy pozycję: Install MR Packages.

Gdy instalator wykona pracę, czytnik odświeży interfejs. Niektóre hacki (większość?) wymagają do działania dodatkowego restartu czytnika (z menu).

Alternatywne wgranie JB + bridge

W związku ze zgłaszanymi różnymi problemami (m.in. przez użytkownika Andrzej Andrzej w komentarzach pod postem) przygotowałem alternatywny instalator. Zamiast pojedynczej instalacji JB i potem bridge'a (hotfix) można od razu wgrać paczkę JB+hotfix. Nazwa taka sama jak dla fabrycznego JailBreaka i sposób instalacji (oraz moment) również identyczny. Tylko zawartość inna. Po wgraniu na system „initial”, trzeba jeszcze zrobić jeden lub dwa (dla pewności) restarty czytnika i dopiero potem można instalować aktualizację do najnowszej (lub innej wybranej) wersji. Po tych zabiegach JailBreak przetrwa każdą aktualizację. „Zaszkodzi mu” jedynie przywracanie ustawień fabrycznych.